wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział IV

Blondyn umknął przed uderzeniem nieprzyjaciela, cmokając głośno z dezaprobatą. Nie miał wystarczająco dużo czasu, aby odmówić swoje shigi. Jedynym sposobem na obronę było wykonywanie uników. W tym momencie był wdzięczny za to, że los uśmiechnął się do niego, dając mu tak intensywną prędkość. Niebieskooki był żwawy, jednak nie mógł się nazwać maszyną. Chociaż był wytrzymały i nie męczył się szybko, szala niebezpiecznie zwracała się na stronę szaleńca. Był zdecydowanie bardziej odporny od Ariela. Przez głowę jasnowłosego przemknęły ostatnie słowa Haniela. Przypominając je sobie, przekazał w myślach wiadomość przyjacielowi. Źrenice w czarnych oczach zwęziły się w akcie zaskoczenia. Mężczyzna nie potrafił wyrazić słów sprzeciwu, których tak wiele się w nim namnożyło w tak krótkiej chwili, nie mówiąc już o wykonaniu jakiegokolwiek ruchu. Wszystko przez te dwa, zawarte w niedorzecznej informacji słowa. Błękitne tęczówki spojrzały smutno na swoją córkę, a ich właściciel ukląkł w geście zezwolenia, jakby prosił o śmierć, teraz już głośno wypowiadając słowa skierowane wcześniej do Uriela.
-Moje*Amor fati. – Samael zatrzymał się na chwilę w zdumieniu, by zaraz krzycząc „Interesujące!” zamachnąć się kordem w stronę bezbronnej ofiary, obierając za cel miękką, pełną krwi szyje. Szatyn przyzwał swój miecz i podbiegł błyskawicznie do napastnika, odbijając z trudem jego atak. Krzyknął zły w przestrzeń:
 -Myślisz, że pozwolę ci tutaj zginąć?! Jesteś idiotą! – Ariel chciał zaprotestować, ale jego towarzysz odparł już nieco spokojniej: -Będę twoją tarczą. Zmów shigi. Niech ziemia zbudzi się na słowa Araela.–mężczyzna za nim, dostrzegając uśmiech, przytaknął głową i zabrał się do przygotowania. Złożył lewą dłoń w pięść, przykładając ją do wewnętrznej strony prawej. Druga zamknęła piąstkę w uścisku, pozostawiając na wierzchu wyłącznie palec wskazujący. Ten zbliżył do zagłębienia między brwiami, zamknął oczy i zaczął śpiewać melodyjnie swoje shigi, wpadając w coraz większy trans
.
Oczy spowite czernią tańczą, a moje ciało przepełnione jest szaleństwem i obłędem.
Chcę zdziczeć! Więc pozwól mi iść.
Tylko siła jest w stanie mnie zabawić. To nudne, hej ! Pokaż mi jak walczysz.
 Zagrasz ze mną?
 Chcę niszczyć pod wpływem impulsu.
 Jestem czarnym słońcem oświetlającym ciemność.
Już dawno zapomniałem, dlaczego tak jest.
 Jestem upadłym aniołem –jestem lwem Bożym.
Walczmy. Wykończę cię.
Marzniesz i drżysz z nienawiści –porzuć ją! I kieruj się wyłącznie wewnętrznymi bodźcami.
Zagrasz ze mną?
Jestem czarnym słońcem otulającym noc.
Śniłem? Płakałem? To wspomnienia? Smutek? 
To  nie ma znaczenia i tak wszystko spowije czerń.
Światło w cień, istnienie w nicość, życie w śmierć. Nieustający krąg bytu zatacza kolejne półkola.
Tak jak podyktuje mi szaleństwo i impuls.
Dajcie mi więcej walk i wojen.
Zabawmy się i zakończmy to.­­­­­­

 Pod wpływem odmawianej litanii niebo ogarnęła ciemność, którą w niebezpiecznie krótkich odstępach rozjaśniały kolejne, coraz potężniejsze błyskawice. Z firmamentu wydobywały się głośne, dudniące w uszach grzmoty. Były tak silne, że przy każdym huku serce zdawało się zamierać na chwilę, by zaraz ruszyć z podwojonym tempem. Wiatr chłostał bezdusznie wszystko wokół, uginając drzewa do granic niemożliwości, przepływając przez opuszczone budynki z głośnym świstem, niemal zwalając z nóg ludzi w promieniu wielu mil. Deszcz ciął niemiłosiernie delikatną strukturę skóry, padając na ziemię z donośnym rumorem. Ziemia drżała przepełniona złością, pękając groźnie miejscami. Wszystkie te siły omijały wyłącznie miejsca, w których stali Uriel z Hanną. Wraz z ostatnimi słowami blondyna cały kataklizm skupił się w jedno miejsce, zajmowane przez ryżego, zaskoczonego mężczyznę. Widok przesłonił im pył i kłęby dymu unoszące się przed nimi, jednak kiedy opadły, nie dostrzegli nikogo i niczego. Jedynie wielkie wgłębienie, zrujnowany kawałek ziemi, która niedawno była nienaruszona. Niebieskooki sapnął cicho wymęczony:
-U..uciekł. – Stał bezwładnie, a wyczerpane ciało ani myślało o zrobieniu chociaż jednego kroku. Szatyn podbiegł do mdlejącego brata, łapiąc go w samą porę. Z pod rozerwanej koszuli ukazywały się monstrualne, hebanowe plamy, teraz znacznie większe i ciemniejsze niż wcześniej. Dziewczyna ocknęła się z szoku i zbliżyła niepewnie do nich. Uklęknęła przy nieprzytomnym blondynie, ze łzami w oczach dotykając piętna. Uriel złapał jej dłoń i wysilił się na uśmiech.

-Nie zginie. Jestem pewien. –Przerwa, jaką zrobił po wyrażeniu zdania, zaprzeczała prawdziwości słów mówcy. Orientując się o swoim niezdecydowaniu dodał mniej śmiało –Mam taką nadzieję.
Niosąc go do ich "domu" wyczuł krążące po głowie kobiety pytania. Pozwolił sobie na wtargnięcie do jej umysłu. 
"Co to jest Amor fati? Czym jest to, co widziałam przed chwilą? Shigi? Lew Boży...?"
-Wyjaśnię ci wszystko w domu. Na spokojnie. - Przerwał narastające, sfrustrowane pytania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec rozdziału IV
*będzie tłumaczone potem C:
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec. Ufff...
Uważam ten rozdział za najgorszy ;-; Jezusie co to jest?! Mam nieomylne wrażenie, że z każdym rozdziałem jest coraz gorsze XD
Wybaczcie, że was tym karmię ;_____;
Ale proszę! Choć raz coś dłuższego! (Ciii to nie przez spacje i entery w piosniczce XD)
DZIĘKUJĘ C:
~Kaju

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział III

 ***
-Znowu to zrobiłeś. – Mało.
-Mało? Jeszcze się nie zaspokoiłeś? – Potrzebuję jej. Świat nie istnieje bez szkarłatu. Daj mi ją. Tylko ONA się liczy.
-Błąd. Zapomniałeś? –Nigdy.
 –Łgarz. –Naprawdę.
 –Obłudnik. Napawasz mnie obrzydzeniem. Gdybym mógł wybrać przegoniłbym cię już dawno. Wypędził na zawsze. Gdybym mógł…- Ale nie możesz. To nie ty jesteś sprawiedliwością. MY ją tworzymy. Nie ja ustalam prawo, nie ty. Razem to robimy.
-Nie ma NAS! – Sam też nie istniejesz…
-Przestań! – Beze MNIE, nie ma ciebie. Potrzebujesz mnie.
-Nie. – Kogo chcesz oszukać? Kto tutaj jest krętaczem? Nie pamiętasz już?
-Pamiętam. – Słucham? Dobrze usłyszałem?
-Tak. – Czyżby? –TAK! 
Wyśmienicie.
***
  Nie wiedzieli ile tak trwali w brudnym, splugawionym zwierzęcym czynem, miejscu. Pierwszy wyszedł Uriel, trzymając grube tomisko swego zmarłego brata w silnych rękach. Teraz jednak zdawały mu się zwiotczałe i niezdolne do niczego. Jego myśli zaprzątała sprawa mordercy. Kim on jest? Dlaczego to zrobił? Przecież Raziela nie znał nikt. Nikt oprócz jednych z nich. Niebo przysłoniły chmury, zbierało się na ulewę.  Szatyn spojrzał na wychodzącego za nim Ariela, na łzy którego, pogoda zawtórowała deszczem. Blondyn uśmiechnął się smutno mówiąc cicho przepraszającym tonem:
-W najbliższym czasie nie zaświeci słońce. – czarnooki podszedł i położył dłoń na jego ramieniu.
-To nic. Niebo też ma prawo czasem rozpaczać. – Wychylił się lekko i zerknął w stronę Hanny trzymającej kurczowo koszuli blondyna, niczym małe, nieufne dziecko. Westchnął cicho i spojrzał na niebo, pozwalając kroplom zmieszać się ze łzami. Szum deszczu spadającego na twardą powierzchnię asfaltu przerwał rosnący, nieprzyjemny dźwięk szurania. Zgrzyt metalu na szosie. Szczęknięcia ostrza powstałe w wyniku zetknięcia się z jezdnią. Odstręczający dźwięk wzmógł upiorny, rzeżący, zachrypnięty głos:
Krajać, siekać, ciąć.
Rwać, rzezać, żąć.
Chlasnąć, ukłuć, rżnąć.
 Wraz z głośniejszymi słowami, powtarzanymi jak przerażająca mantra, dostrzegli zbliżającą się w ich stronę personę. Była bardzo smukła, niska i nienaturalnie wychudzona, co dało się zauważyć pomimo maskującego talię ubioru.Nieznajomy zatrzymał się w kilku metrowej odległości , kończąc przy tym szczękający dźwięk. Na wietrze zatrzepotał jego długi, czarny płaszcz. Zgarbiona postać ze spuszczoną głową podniosła zakrwawiony miecz w ich stronę.
-Potrzebuję. –Krwi. –Księgi. Oddaj Safer* w moje ręce.
-To ręce mordercy. Nie są godne nawet jej dotknąć. – odpowiedział zimno niebieskooki, stając przed Urielem i Hanną. Niebo zaczęło grzmieć, zbierając się na niebezpieczną burzę. Chmury przysłoniły już i tak nikłe światło, pozostawiając ziemię w mroku. Co jakiś czas od szyb w oknach starych budynków, odbijało się światło błyskawic.
-Kim ty się stałeś Samaelu?
Potwór, ponieważ człowiekiem nie można go było nazwać, utopił swój rozbiegany wzrok na blondynie.
-Sprawiedliwością. - widząc zmieszanie na twarzy rozmówcy dodał stanowczo: -Oddaj mi ją.
 Ariel zaprzeczył kiwając głową na boki.
-Jesteś pewien? – spytała szyderczo osoba, podnosząc głowę spod wielkiego kaptura, odsłaniając przy tym nieporanioną twarz. Dostrzegając determinacje w spojrzeniu mężczyzny dodała groźnie: - Głupiec z ciebie.
Przybysz rzucił się na Ariela z szaleńczym uśmiechem, ponownie odmawiając swój anormalny wierszyk.

-KRAJAĆ. SIEKAĆ. CIĄĆ...
____________________________________
* Safer Raziel- księga Raziela - księga zawierająca wiedzę na temat wszystkiego związanego zarówno z niebem, jak i ziemią. (rel.tłum.)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec trójeczki C:
Jak wam się podoba nowa postać? 
Wybaczcie za smęty i zabijanki, ale jakoś musiałam zrobić wstęp Samaelowi. Takie wejście smoka! XD
Początek jest wewnętrznym dialogiem ze sobą. Jakby było niezrozumiałe. C:
Dziękuję.
~Kaju

Rozdział II

 Uriel z rana był niespokojny, chodził zaniepokojony po pokoju myśląc intensywnie. Nerwowo skręcał kiedy napotykał ścianę, siadał i wstawał na przemian. Gdy do pokoju weszła Hanna, momentalnie się uspokoił. Nigdy nie lubił pokazywać nikomu swoich słabości. Od wieków nie był widzialny dla ludzi i wciąż nie potrafił przywyknąć do tego, od kiedy się taki stał. Schował więc swoją udrękę głęboko w sobie.
-Gdzie jest Ariel? –spytała, kiwając mu głową na przywitanie. Mężczyzna spojrzał na nią swoimi czarnymi oczami.
-Wyszedł. Wróci niebawem. Powinien. – odwrócił wzrok i skupił się mocno. Jego oczy zaszły mgłą, znieruchomiał i zerwał się na nogi. Złapał dziewczynę za ramię i pociągnął za sobą na dwór. Otwierając drzwi napotkali na  wyraźnie zaskoczonego Ariela, podnoszącego rękę, łapiąc za klamkę, której z wiadomej przyczyny nie było w jego zasięgu.
-A wy dokąd…?
-Idziemy. – zgarnął blondyna za ramię i pociągnął ich za sobą na zewnątrz . Szatyn nadał tak szybkie tempo, że Hannah w trudem nadążała. Ariel bez większych przeszkód wyprzedził przyjaciela i zaszedł mu drogę.
-Mogę wiedzieć o co chodzi? Co się dzieje?- zapytał z zatroskaną miną.
-Raziel próbował się ze mną skontaktować, nie jest to częste zjawisko…
-Nie przesadzasz?
-Mam złe przeczucie. – kończąc temat skręcił w uliczkę slumsów i skierował się do starego, brudnego i poniszczonego bloku. Nad drzwiami widniał wyżarty przez rdzę napis „Antykwariat”. Uriel wszedł i zaprosił gestem pozostałych. W środku panował półmrok i unosił się gęsty zapach pleśni, stęchlizny, oraz wilgoci. Gdyby Uriel nie znał Raziela, nazwałby to miejsce nieprzyjaznym i mrocznym. Jednak woń starych książek i zaciemnione pomieszczenia pozwalały jego bratu czuć się swobodnie. Zawsze poruszał się tu zwinnie i płynnie, podczas gdy oni szli przez labirynt półek i regałów.
-Więc tutaj się zaszył… nie dziwię się, że nie potrafiłem go znaleźć.-mruknął blondyn, a na twarzy szatyna zagościł uśmiech. Niestety tak szybko jak się pojawił, tak szybko znikł. Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał z rozpaczą przed siebie. Zza jego pleców wychylił się Ariel pytając:
-Co się stało? Ducha zobaczy…- mężczyzna uciął w połowie zdania, na okropny, znajdujący się przed nimi widok. Na środku dostrzegł ciało brata, leżące sztywno na biurku. Jego niegdyś piękne i długie włosy o kolorze dojrzałej brzoskwini, teraz były pozlepiane zaschniętą krwią i niedbale obcięte na krótko.  Smukłe, zadbane dłonie przybito do miejsca pracy dużymi, grubymi gwoździami. Na podłodze w plamie krwi leżała koszula. Na jego plecach, wzdłuż łopatek zerwano skórę, tak, aby dzieło przypominało skrzydła. Uriel podszedł do truchła swojego brata i przykląkł przy nim. Ujął jego twarz w dłonie i podniósł delikatnie, chcąc spojrzeć  w zamglone przez śmierć oczy. Widząc nić zasklepiającą ze sobą powieki załkał cicho.
-Kto ci to zrobił przyjacielu? –przyłożył swoje palce do jego czoła i przymknął oczy. Przez jego myśli przepłynęły ostatnie obrazy Raziela, jednak twarz sprawcy pozostała mu nieznana.  Odebrał ostatnie wskazówki, jakie umarły mu pozostawił. Paraliżującą ciszę przerwał blondyn, szepcząc zdruzgotany:
-Z… Zobaczyłeś jego nić wspomnień? –widząc potwierdzenie jego pytania dodał jeszcze ciszej.- I?
Czarnooki podszedł do największego regału podpisanym „Fantastyka” i wziął ogromną, czarną księgę o tytule „Zapomniane słowa”.  Hannah spytała cicho:
-Czy to…? – Uriel ściągnął fałszywą okładkę, odsłaniając białą oprawę oznaczoną srebrnymi, nieznanymi dziewczynie literami.
-Księga Raziela. –odparł beznamiętnie. – Dykcjonarz wszystkiego, co znajduję się na ziemi i w niebie. Odpowiedzi na wszystkie pytania.
Ariel podszedł do ciała ryżego i wykonał na jego dłoni znak przekreślonego półkola i  pocałował jego powieki, odmawiając coś w znanym tylko aniołom języku. Zmarły zamienił się w popiół, który natychmiast rozwiał wiatr, pomimo zamkniętych okien i drzwi.

-Spoczywaj w pokoju Przyjacielu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział drugi za sobą. Ufff! Jak wam się podoba?
Mam nadzieję, że "moja" śmierć nie wyszła małorealistyczna...
C:
~Kaju

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział I

Nocą jest wyjątkowo niebezpiecznie. Jednak musiała wybiec z tamtego strasznego domu. Gonili ją. Wbiegła do sklepu. Pomimo tego że był pełen, dla niej zdawał się być opustoszały. Wiedziała, że nikt tutaj jej nie pomoże. Jak samotny człowiek stojący w tłumie na zatłoczonej ulicy, nijak pasujący do niego, a jednak nie wyróżniający się wcale. Wybiegła tylnymi drzwiami zmuszając nogi do niemiłosiernego, wyczerpującego biegu. Na dworze padał deszcz, dziewczyna poślizgnęła się i wylądowała boleśnie na ziemi. Straciła wszelką nadzieję. Ten upadek kosztowałby ją życie, gdyby nie zbawienna zbieżność losu. Przed nią stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego blada, bez wyrazu twarz skierowała się w jej stronę. Patrzył na jej błagalne spojrzenie. Złapał ją i pomógł jej wstać. Ruszył w stronę napastników. Sześciu mężczyzn okrążyło go i zaatakowało, nie minęła jednak chwila, a już wszyscy leżeli nieprzytomni lub martwi. Wystarczył jeden ruch dłonią.
 „Niesamowite…jak?” pomyślała.
-Szybko.-odparł chłodno mężczyzna. Dziewczyna wyraźnie się zmieszała, bo przecież nie może czytać jej w myślach. – Mogę.-odparł spokojnie i poszedł w swoją stronę.
-Um…czekaj proszę!- zawołała i pobiegła za nim. –Pozwól mi się jakoś odwdzięczyć.
-Nie ma takiej potrzeby.-zignorował ją.
-Proszę! Chociaż upiorę twoje ubrania. Są umazane krwią. I nie powinieneś chodzić po nocy, to niebezpieczna dzielnica-słysząc to spojrzał na swój strój i westchnął ceremonialnie. Powiedziała coś takiego, mimo że widziała jak pokonał zbójów. Ludzie to głupie stworzenia, ale głupota nie zawsze jest czymś złym.
-Nie masz złych zamiarów… zostanę, ale nie potrzebuję żadnych wygód. – powiedział. Jednak gdy dotarli na miejsce dziewczyna oddała mu swoją najlepszą pościel, nakarmiła tym co miała i udostępniła swoje łóżko, na co się nie zgodził i położył zamiast niej na podłodze. Jej mieszkanie było  połataną ruiną, skromne, małe i zadbane do tego stopnia, jak tylko było to możliwe. Widać mieszkała sama i radziła sobie jak tylko mogła. Poszła się umyć, wchodząc do lodowatej wody z rzeczki znajdującej się blisko ‘domu’. Zrzuciła z siebie ubrania, a mężczyzna,nim odwrócił wzrok, dostrzegł podłużną bliznę na jej plecach ciągnącą się od prawej łopatki do lędźwi. Wróciła zmarznięta i usiadła naprzeciwko niego. Od strony drzwi doszedł ich hałas, gość natychmiast stanął przed dziewczyną w pozycji obronnej. Do pokoju wszedł mężczyzna ubrany w pomiętą białą koszulę i ciemne jeansowe spodnie. Jasna, porozrzucana na wszystkie strony czupryna zasłaniała błękitne oczy. Odgarnął z twarzy zmierzwione włosy i spojrzał na szatyna zdziwiony. Rozpromienił się i rzucił mu na szyje.
-Uriel!  Skąd się tutaj wziąłeś? Kopę lat cię nie wiedziałem brachu! – wrzasnął nadal upierdliwie klejąc się do niego.
-Najwyraźniej nie tak długo, jakbym chciał…-westchnął i dodał: -Mógłbyś łaskawie nie wyjawiać mojego imienia w obecności obcych, Arielu?- daremnie uwolnił się z uścisku. Blondyn był szybszy i ponownie rzucił się na niego.
-Sami swoi, nie ma się czego obawiać. Co ty? Nie wyczułeś? Ta dziewczyna jest jedną z nas. – szepnął, wskazał na nią palcem, a szatyn spojrzał w tamtą stronę. Rzeczywiście biło od niej niewielkie światełko, jednak różniło się od nich. Popatrzył pytająco na Araela, na co ten odpowiedział:
-Wiem, wiem, później ci to wyjaśnię…tylko nie waż mi się jej podrywać! – dodał z łobuzerskim uśmieszkiem i poszedł w stronę dziewczyny.
-Hanna. Jak to się stało, że przyprowadziłaś za sobą tego gbura?-zapytał z cierpiącą miną, przytulił ją i słodził do czasu, aż uderzyła go przyjacielsko w żebra.
-Nie wydaje mi się, żeby był gburem, to ty jesteś zbyt impulsywny. Twój znajomy uratował mi życie. Właściwie, skąd się znacie?
-Eh? –blondyn przybrał minę mówiącą „nie wiem o czym mówisz, nie znam go.”
-Nie udawaj, może i jesteś bardzo roztrzepany, ale nie każdemu rzucasz się na szyję, wykrzykując jego imię. W dodatku on zna twoje.
-To pewnie przez moją…popularność! – wykrzyczał żartobliwie, a widząc miny Hanny i Uriela spoważniał i powiedział: -To może usiądziemy i sobie wszystko wyjaśnimy?
 Wszyscy postąpili, jak nakazał mężczyzna, ten czując na sobie wyczekujący wzrok obojga zaczął:
-Uriel jest moim starszym ‘bratem’. Jest taki sam jak ja, choć w hierarchii stałby wyżej.
-Byłeś archaniołem? – spytała z błyskiem w oku. Uriel zmrużył oczy i przytaknął ostrożnie.
-A Hannah jest córką Haniela. –powiedział i posmutniał. – Znalazłem ją pewnego dnia i zacząłem chronić.
-Chyba nachodzić!
-Hej! Troszczyłem się o ciebie!
-No cóż...wcześniej był upierdliwy, ale teraz jest moim najlepszym przyjacielem. – dodała z entuzjazmem i klepnęła go w ramię, ignorując jego oburzenie i kąśliwe uwagi. Ariel uśmiechnął się smutno na krótko, ale zaraz opamiętał się aby nikt tego nie zobaczył. Hanna nie dostrzegła, lecz Urielowi to nie umknęło. Rozmawiali długo, głównie przekomarzali się z Arielem, który kochał zabawiać towarzystwo licznymi opowiastkami i zdarzeniami z jego życia. Kiedy dziewczyna zasnęła mu na ramieniu zaniósł ją do łóżka i wrócił przeprowadzić szczerą rozmowę z Urielem. Usiadł obok niego, odchylając głowę do tyłu, oparł ją o ścianę i westchnął ciężko.
-Więc? Co chcesz wiedzieć przyjacielu? –spytał.
-Haniel…nie żyje? – zobaczył potwierdzające, pełne bólu spojrzenie i kontynuował. –Hanna, jej córka. Jest z tobą blisko spokrewniona? - zadał pytanie retoryczne, na które Arael i tak odpowiedział.
-Jeszcze wątpisz? Eh…nie mogłem tak po prostu przyjść do niej, mówiąc że jestem jej ojcem, a matka umarła przeze mnie i oczekiwać, że mnie pokocha. Da szansę. Zrozumie. –słuchacz milczał, czekając na kontynuacje, czuł, że brat dusi w sobie więcej. – Stchórzyłem Urielu. Doświadczyłem tego uczucia i ani się obejrzałem zawładnęło mną całkiem. Zostałem niewolnikiem strachu, nie potrafiąc się wyplątać pozwoliłem, aby wzrósł w siłę. Podstawił mi kłamstwo jak na tacy, a bojąc się prawdy sięgnąłem po ten przeklęty owoc. Jak długo jeszcze mam zamiar ją oszukiwać?-niezręczną ciszę przerwał szatyn.
-Jak się czujesz? – spytał spoglądając na jego klatkę piersiową. Arael rozpiął kilka guzików koszuli i odchylił ją, pokazując dużą bordową, niemal czarną, plamę w miejscu serca i powiedział.
-Raczej już tego nie wyplenię. Nie jest jeszcze tragicznie, jednak z dnia na dzień czuję, że słabnę. Już dawno powinienem zacząć się przemieniać. Urielu? – dopiero teraz nawiązał z nim kontakt, w jego oczach widać było, że walczy ze sobą, aby to powiedzieć.
-Zajmiesz się nią?-jego wzrok był chłodny, oczekujący i przeszywający. Jedną ze zdolności Araela było wyostrzone wyczuwanie kłamstw. Po długiej ciszy Uriel odparł spokojnie.
-Nie. Nie będzie takiej potrzeby. – gdy zobaczył pytający wyraz twarzy przyjaciela dodał: -Pomogę ci bracie. Jutro udamy się do Raziela.
-On jest w mieście? –zapytał zaskoczony. –Nigdy go nie wyczułem…
-W chowaniu swojej obecności  nie ma sobie równych. –uśmiechnął się pierwszy raz od bardzo dawna.  Konwersowali do rana, ignorując potrzebę, taką jaką jest sen. W końcu całkowicie ludźmi nie są, więc nic im nie będzie od zarwania nocy. Ku uldze Araela, Uriel ponownie otworzył się przed nim i zaufał mu. Na koniec zdrzemnęli się godzinkę. Blondyn przed snem zamknął oczy i pomyślał spokojnie „Dziękuję, że się pojawiłeś bracie. Wiedziałem, że twoje światło nigdy nie zblednie.” Kiedy odpływał usłyszał cichy głos, na który nie zdążył już zareagować i zasnął.

-Mylisz się, niestety. 

KONIEC ROZDZIAŁU I
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec, ufff... *ściera ręką pot z czoła*
Jak się podoba? Ja szczerze mówiąc nigdy nie jestem zadowolona ze swoich "prac", ale kiedy widzę, że komuś się podoba piszę ochoczo C:
Mam nadzieję, że nie patrzycie na to jak na tani, brazylijski serial :D
Oby wam się spodobało. Za ewentualne błędy wybaczcie!
Dobranoc.
~Kaju

Witam na moim blogu!

Wszystkich serdecznie witam w "Moim świecie fantasy."
Mam nadzieję, że spodobają wam się moje opowiadania. Zacznę od pierwszego, które dodaję tutaj z innego bloga. Link możecie złapać o tutaj ---> http://otchlanmrowiskamufinkakaju.blogspot.com/2015/07/a-kiedy-bog-zniknie.html
Jest to prolog, dlatego teraz zacznę już dodawać rozdziały C:
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.

A teraz troszkę ogłoszeń parafialnych (czyt.faktów o mnie)
*Uwielbiam pracę Beksińskiego, jego jedna praca robi u mnie za tło (Błagam nie obracaj się w grobie...)
*Piszę opowiadania (zazwyczaj) albo w tematyce poważnej, refleksyjnej ; albo wyolbrzymione komedie...
*Nie żebrzę o komentarze, ale nie ukrywam, że są baaardzo motywujące B)
~Kaju